Strona 2 z 3

Re: Wspomnienia

PostWysłany: 11 Maj 2012, 21:04
przez Yogi
No,właśnie na rok przed moim urodzeniem był ten etap.

Re: Wspomnienia

PostWysłany: 13 Maj 2012, 21:01
przez Zebżydowski
LOL21NDM napisał(a):Lalo (Waldek miał chyba na imię) - pamiętam go wyraźnie. Często potrafił zaczepiać, albo i można na niego było trafić schodząc po ziemniaki do piwnicy (pamiętacie te korytarze piwniczne łączące klatki bloków?). Lalo mieszkał w bloku z widokiem na Górską. Obawiałam się go, ale w czasie spotkań starałam się nie dać po sobie poznać. Nigdy jednak krzywdy (poza strachem) nijakiej mi nie uczynił. :)


Biedny Loalo: upośledzone wielkie dziecko w ciele mężczyzny, pamiętam go i nawet z nim rozmawiałem. Moim zdaniem był moralny i nikomu by krzywdy nie zrobił. Wymawiał wszystkie głoski nosowo.
Żyje?
Ktośc wie?

Re: Wspomnienia

PostWysłany: 13 Maj 2012, 21:09
przez Zebżydowski
Yogi napisał(a):Tak,tak,był u nas jeden z etapów Wyścigu Pokoju,z metą na stadionie. Wygrał wtedy na stadionie Rysiek Szurkowski.Ja osobiście tego nie pamiętam,ale pamięta moja mama, od której wiem o tym sportowym wydarzeniu w NDM.


A nie był to Mytnik?

Re: Wspomnienia

PostWysłany: 13 Maj 2012, 23:03
przez LOL21NDM
Zebżydowski napisał(a):Biedny Loalo: upośledzone wielkie dziecko w ciele mężczyzny, pamiętam go i nawet z nim rozmawiałem. Moim zdaniem był moralny i nikomu by krzywdy nie zrobił. Wymawiał wszystkie głoski nosowo.
Żyje?
Ktośc wie?


Z tego co wiem, to od lat już nie żyje. Ale moje wiadomości są z "trzeciej" ręki...

Re: Wspomnienia

PostWysłany: 14 Maj 2012, 09:09
przez Zebżydowski
kama napisał(a):"....Jeden na tyłach Przychodni Lekarskiej (jak się szło "na skróty" z boiska Jedynki wzdłuż płotu cmentarnego, to się go mijało nim doszło się na tyły budynku obok Przychodni - tam, gdzie była apteka i dentyści - tylko trzeba było uważać, bo można było być "pogonionym" przez kogoś, kto chyba mieszkał na terenie Przychodni; wówczas wierzyłam, że to kierownik Przychodni, ale pewności nie mam).
Drugi zaś za wałem nad Wisłą, idąc od mostu w stronę Osiedla Młodych....." - kurcze człowiek teraz żałuje że był taki grzeczny nawet nie wiedziałam że taki skrót istniał a o tych cudach motoryzacji to nic nie wiem. Droga do jedynki od strony biblioteki ul. Partyzantów to dla mnie widoczek z pompą wodną na środku i kwiczącymi świnkami niekiedy biegającymi luzem.


Obszar pomiędzy płotem cmentarnym a: przychodniami przy Paderewskiego, drewnianym budynkiem obok przychodni oraz "górką" przy podstawówce, był dla mnie terenem z Alicji w Krainie Czarów.
W drewnianym domu przy Paderewskiego spędziłem lato 1972 tuż przed pójściem do szkoły. Mieszkała tam moja ciotka Marta - ciotką to była dla mojej mamy ale ja też ją tak nazywałem, miała wtedy coś koło 75 lat (dożyła 90). Ciagneła mnie na msze do kościoła o 18-tej które niesamowicie mnie nudziły, ale jakoś to przetrzymywałem – najczęściej byłem przy tzw. „kratkach” czyli przy barierkach oddzielających miejsce przy ołtarzu od reszty kościoła.
Sam drewniany budynek był dla mnie niesamowity. Ciotka Marta mieszkała w małym pokoju na pierwszym piętrze ze stara szafą i skrzypiącą podłogą do którego wchodziło się po wysokich wytartych od schodzenia i wchodzenia schodach – zawsze tam było ciemno. Pokój miał okno wychodzące na duże drzewo, chyba ty był dąb – moim marzeniem było wejście na sam czubek tego drzewa. Nigdy mi się to jednak nie udało. Na dole mieszkała pani bardzo stara pani Kózkowa, no i noemen- omen, miała małą kózkę! Ta koza to była kolejna z wielu niesamowitości. W domu mieszkali też dwaj chłopcy z którymi zawiązała się wakacyjna przyjaźń. Sławek, w moim wieku i drugi starszy o 2-3 lata którego imienia nie pamiętam. Była też chyba dziewczynka ale ją pamiętam słabo – może przyjechała na weekend?
Okno wychodziło na mały placyk pośrodku którego rósł wspomniany dąb –po bokach znajdowały się drewniane budynki gospodarcze. W jednym z nich znajdującym się po prawej stronie kierując się widokiem z okna miał w latach 80-tych pracownie pn Zenon Czajka znanym także pod pseudonimem „Plastuś” nadanym mu przez ówczesnych nowodworzan. Z jego synem – Krzysztofem – miałem to szczęście się przyjaźnić przez moje dzieciństwo i była to najwspanialsza przyjaźń mojego życia. Krzysiu obdarzony wyjątkową wyobraźnią był niesamowicie zdolny i do tego świetnie rysował. Około 15 roku życia zaczął zachowywać się dziwnie i już się z tego nie podniósł, był najprawdopodobniej schizofrenikiem.
Przechodząc przez plac dochodziło się do drewnianej bramy za którą rozpościerał się „ogród” – tak był zwany wtedy przez mieszkańców drewnianego domu zarośnięty chaszczami obszar ciągnący się do cmentarnego muru. Razem z moimi przyjaciółmi odkrywaliśmy ten zarośnięty chaszczami teren. Ogromnym zaskoczeniem dla mnie było to, że z ogrodu odchodziła ścieżka biegnąca wzdłuż cmentarnego muru kończąca się płotkiem za którym rozciągał się teren szkoły do której już wkrótce miałem zacząć chodzić.
Drewniany dom ciotki Marty, ogród, mur cmentarny działały na moją wyobraźnię czyniąc przez lata ze szkoły następne magiczne miejsce. Niesamowitym miejscem na terenie była górka która zimą zamieniała się w teren wszelkich zimowych sportów. Zjeżdżało się na butach, kartonie i nawet – podkładając pod pupę cmentarne tabliczki trumienne odpowiednio je przedtem zaginając ku górze dla lepszego uchwytu. Na górce odbywały się pojedynki na pięści nazywane „solówami” mające rozstrzygnąć różnice zdań. Biło się honorowo, do „basty” (słowo „basta” wypowiadane przez przegrywającego natychmiast kończyło taki pojedynek) albo do pierwszej krwi – bijący się przed samą walką ustalali do którego to stanu będą się bić. Podczas samej walki zgromadzony wokół tłumek kolegów dopingował jednego albo drugiego ale nigdy nikt z tego grona nie uczestniczył w pojedynku pomagając np. którejś ze stron. Pamiętam, że wmieszanie się kogoś pomiędzy dwóch bijących się honorowo poczytywane było by za olbrzymi nietakt, wręcz niemoralny czyn. Tak samo traktowane było użycie przez któregoś z bijących się nóg – czyli tzw. kopniak podczas „solowy”. Wolno było używać tylko pięści. Po wystąpieniu „pierwszej krwi” albo „baście” zwycięzca i zwyciężony nie tylko przerywali walkę, ale wygrany pierwszy wyciągał rękę do pokonanego nierzadko pomagając mu wstać (jeżeli ten akurat leżał).
Wraki samochodów: pamiętam je doskonale, było to dla mnie odkrycie na miarę odkrycia przez Galileusza księżyców Jowisza. Jeden, większy, to był samochód ciężarowy w wersji „beczkowóz” a drugi to samochód osobowy. Obydwa pozbawione kół, bez silników, z odłażącą płatami farbą. Samochody na pewno były przedwojenne. Stały tam – blisko płotu odgradzającego przychodnie- przez całą moja szkołę podstawową czyli do roku 1980.
W szkole przecudownym miejscem była sala przyrodnicza na drugim (ostatnim) piętrze. Zapełniona wypchanymi ptakami, wężami w butelkach, roślinami i umeblowana ciężkimi szafami i typową „katedrą” dla nauczyciela. W kącie w gablocie stał ludzki szkielet.

Re: Wspomnienia

PostWysłany: 14 Maj 2012, 10:03
przez Yogi
Pamiętam i ja te wraki za przychodnią.Jeden,to wiem z pewnością,był to Lublin 51,czyli licencyjny GAZ51,produkowany zaraz po wojnie w lubelskiej fabryce.Stał zaraz za płotem przychodni,dlatego go najbardziej zapamiętałem.A ty widzę ,do jedynki chodziłeś.Ja to jestem "dwójkarz".U nas w "dwójce"też była taka sala przyrodnicza,z podobnymi eksponatami i oczywiście szkieletem.Pamiętam jakie były z tym szkieletem jaja,he,he! U nas to on stał tuż za plecami nauczyciela,na wprost jego biurka.

Re: Wspomnienia

PostWysłany: 14 Maj 2012, 10:11
przez kama
""...Biedny Loalo: upośledzone wielkie dziecko w ciele mężczyzny, pamiętam go i nawet z nim rozmawiałem. Moim zdaniem był moralny i nikomu by krzywdy nie zrobił. Wymawiał wszystkie głoski nosowo.
Żyje?
Ktośc wie?.."



Lalo nie żyje gdzieś około od 15-20 lat

Re: Wspomnienia

PostWysłany: 14 Maj 2012, 10:20
przez kama
Zebżydowski napisał(a):
W szkole przecudownym miejscem była sala przyrodnicza na drugim (ostatnim) piętrze. Zapełniona wypchanymi ptakami, wężami w butelkach, roślinami i umeblowana ciężkimi szafami i typową „katedrą” dla nauczyciela. W kącie w gablocie stał ludzki szkielet.



Taką katedrę miała sala od fizyki, pamiętam nauczycielkę od fizyki (wysoka dobrze zbudowana - nie chcę pisać nazwiska) która w trakcie zajęć swoje "atuty" lubiła "wykładać" na owej katedrze ku uciesze chłopców, z sali od przyrody pamiętam patyczaki w akwarium.

Re: Wspomnienia

PostWysłany: 14 Maj 2012, 10:45
przez Zebżydowski
Największe "atuty"miała chyba "Bukwa" - pani pod rosyjskiego.
Co do nauczycielek: niesamowicie podobała mi się pani Borowska od fizyki właśnie. Zgrabna, dobrze ubrana kobiea. A zaczęła mi się podobać tak od 4 klasy, miała z nami polski.
Miałem wtedy tylko 11 lat!

Re: Wspomnienia

PostWysłany: 14 Maj 2012, 10:48
przez Zebżydowski
Yogi napisał(a):Pamiętam i ja te wraki za przychodnią.Jeden,to wiem z pewnością,był to Lublin 51,czyli licencyjny GAZ51,produkowany zaraz po wojnie w lubelskiej fabryce.Stał zaraz za płotem przychodni,dlatego go najbardziej zapamiętałem.A ty widzę ,do jedynki chodziłeś.Ja to jestem "dwójkarz".U nas w "dwójce"też była taka sala przyrodnicza,z podobnymi eksponatami i oczywiście szkieletem.Pamiętam jakie były z tym szkieletem jaja,he,he! U nas to on stał tuż za plecami nauczyciela,na wprost jego biurka.

Wydawało mi się, że ten "beczkowóz"był przedwojenny. Miał takakanciastą szoferę - ale oczywiście mogę się mylić.
Szkielet, jak widzę, to atrakcja w każdej szkole Yogi.
U nas też robiono z nim jaja. :D

Re: Wspomnienia

PostWysłany: 14 Maj 2012, 11:24
przez kama
Zebżydowski napisał(a):Największe "atuty"miała chyba "Bukwa" - pani pod rosyjskiego.
Co do nauczycielek: niesamowicie podobała mi się pani Borowska od fizyki właśnie. Zgrabna, dobrze ubrana kobiea. A zaczęła mi się podobać tak od 4 klasy, miała z nami polski.
Miałem wtedy tylko 11 lat!



Cóż pani Borowska (chemia i fizyka, potem poszła gdzieś do kuratorium)- nie najlepsze mam wspomnienia i nie chodzi wcale o wyniki w nauce, najmilej wspominam muzykę z p.Świetlicką zawsze uśmiechnięta, luzi brak nadęcia i to śpiewanie chórem każdy na swoją nutę.

Re: Wspomnienia

PostWysłany: 14 Maj 2012, 11:35
przez Zebżydowski
Pani Świetlicka to była wspaniała nauczycielka i cudowny człowiek, zgadzam się z Tobą Kamo.
Ja natomiast wspominam źle pana JArosińskiego od WF który bił nas po tyłkach trampkiem za byle przewinienie.

Re: Wspomnienia

PostWysłany: 14 Maj 2012, 12:02
przez tk28
Pani Świetlicka "wychowała" muzycznie niejedno pokolenie nowodworzan w tym również mnie, moje rodzeństwo i moją mamę i jej rodzeństwo. Przemiła i dobra kobieta, widuję ją dosyć często bo mieszkamy oboje na Pólku.

Re: Wspomnienia

PostWysłany: 16 Maj 2012, 10:16
przez Yogi
Zebżydowski napisał(a):
Yogi napisał(a):Pamiętam i ja te wraki za przychodnią.Jeden,to wiem z pewnością,był to Lublin 51,czyli licencyjny GAZ51,produkowany zaraz po wojnie w lubelskiej fabryce.Stał zaraz za płotem przychodni,dlatego go najbardziej zapamiętałem.A ty widzę ,do jedynki chodziłeś.Ja to jestem "dwójkarz".U nas w "dwójce"też była taka sala przyrodnicza,z podobnymi eksponatami i oczywiście szkieletem.Pamiętam jakie były z tym szkieletem jaja,he,he! U nas to on stał tuż za plecami nauczyciela,na wprost jego biurka.

Wydawało mi się, że ten "beczkowóz"był przedwojenny. Miał takakanciastą szoferę - ale oczywiście mogę się mylić.
Szkielet, jak widzę, to atrakcja w każdej szkole Yogi.
U nas też robiono z nim jaja. :D

No ,właśnie Lublin51 miał taką kanciastą szoferkę.

Re: Wspomnienia

PostWysłany: 16 Maj 2012, 11:28
przez Zirhan
Ten Lublin 51 to był w tym stylu?