Wspomnienia nowodworskich Żydów

Dla wszystkich zainteresowanych historią naszego miasta. Znajdziesz tutaj wiele ciekawych informacji, rozmowy, zdjęcia...

Moderator: KaloNDM

Wspomnienia nowodworskich Żydów

Postprzez nova » 15 Gru 2012, 19:04

Przypadkowo trafiłam na tekst będący wspomnieniem nowodworskiego Żyda - Abrama Szula

http://www.sztetl.org.pl/pl/article/now ... m/?print=1

Rozmowa z Abramem Szulem z Izraela, urodzonym w Nowym Dworze Mazowieckim w dniu 15 lipca 1926 r. Rozmowę przeprowadzono w dn. 14 lipca 2011 r.

K. Bielawski: Czy mógłby Pan opowiedzieć nam o swojej rodzinie z Nowego Dworu Mazowieckiego?
Abram Szul: Mój ojciec nazywał się Josek Szul, mama Golda. Ojciec początkowo był furmanem. W tym czasie, kiedy hallerczycy przyszli, było bardzo ciężko z pracą. Nie pozwalali Żydom pracować w stoczni modlińskiej. Ale ojciec jakoś pracował, był agentem fabryki dykty i tę dyktę woził do Warszawy. Z czasem, z dwoma wspólnikami: szwagrem Abramem Kirsztejnem i Szmulem Ickiem Fuksem, założył firmę transportową. Mieli kilka wozów, zatrudniali ludzi, ośmiu czy dziesięciu, już nie pamiętam. W 1938 roku udało mu się kupić samochód, to był chevrolet. Moi dziadkowie nazywali się Aron Lipsztejn i Aron Szul. Dziadek Lipsztejn pracował w Warszawie. On budował piece. Kaflowe piece, bo wtedy nie było centralnego ogrzewania. Na dole było takie miejsce na drewno, u góry wnęka, żeby coś upiec. Jabłka tam piekliśmy, z cukrem, z cynamonem…. Było bardzo przyjemnie.


K. Bielawski: Gdzie był Pana dom rodzinny?
Abram Szul: Mieszkaliśmy przy ul. Przechodniej Piaskowej 5, koło wędliniarni Lenza. Byliśmy tam wczoraj. Teraz ta ulica nazywa się Partyzantów. Nasz dom był duży, ale był tylko jeden balkon.


K. Bielawski: Czy ten dom zachował się do dziś?
Abram Szul: Nie, nic się nie zachowało. Z całej ulicy stoi tylko jeden dom, na rogu ul. Łącznej. Tam była pompa. A naprzeciw był sklep, który nazywał się Gruba Ruchla.


K. Bielawski: Ile synagog było w Nowym Dworze?
Abram Szul: Dwie. Nowa synagoga i bóżnica drewniana. I tam był też cheder. Zaraz pierwszego dnia na ul. Modlińską padła bomba. Zbombardowali beit ha-midrasz. Nowa Synagoga była zbudowana w 1937 lub 1938 roku. Do wojny nie została ukończona, ale można się było modlić. Była Tora, był Aron ha-Kodesz. Nowa Synagoga była murowana. Ona była zniszczona w Jom Kipur, na Sukkot.


K. Bielawski: Kto był rabinem w Nowym Dworze?
Abram Szul: Rabin nazywał się Neufeld. On przeżył wojnę, potem pojechał do Ameryki i tam umarł. To był człowiek…. Chacham Gadol! („Wielki mędrzec” – przyp. KB). Człowiek z sercem. On był świadkiem ślubu moich rodziców…. A jak jacyś ludzie przyszli do niego po rozwód, to powiedział: „Idźcie do domu, rozwódźcie się sami, ja Wam nie dam rozwodu”.


K. Bielawski: Czy pamięta Pan mykwę?
Abram Szul: Pamiętam mykwę. Dziadek Aron Lipsztejn zawsze w piątek brał mnie ze sobą do mykwy. Mykwa była w piwnicy, trzeba było zejść, dziadek mnie zanurzał.


K. Bielawski: Jak wyglądał przed wojną cmentarz żydowski ?
Abram Szul: Pamiętam, choć nie mogę o nim wiele powiedzieć. Ja byłem tam tylko kilka razy, bo byłem za mały. Jak był pogrzeb, to dzieci nie zabierali. Dzieciom pozwalano iść na cmentarz dopiero jak miały 12-13 lat, po bar micwie.


K. Bielawski: Czy na cmentarzu było dużo nagrobków?
Abram Szul: Taak… Dużo. Chyba całe wzgórze były nimi pokryte. Bo to był stary cmentarz.


K. Bielawski: Czy było ogrodzenie cmentarza?
Abram Szul: Nie, nie było muru.


K. Bielawski: A czy na cmentarzu stały jakieś budynki?
Abram Szul: Był budynek, gdzie ciała myli.


K. Bielawski: Czyli to była beit tahara. Jak wyglądał ten budynek?
Abram Szul: Nie pamiętam, ale był drewniany. W czasie wojny na cmentarzu była egzekucja, tam rozstrzelali ludzi. Aron Lejb musiał wykopać groby. Niemiec zapytał go, ile ich wykopał. On powiedział, że 28. To Niemiec powiedział: „Wykop jeszcze jeden dla siebie”. I jego też zabili.


K. Bielawski: Jakie były Pana losy podczas drugiej wojny światowej?
Abram Szul: Kilka dni przed wybuchem wojny już wiedzieliśmy, że coś się będzie działo. No i 1 września 1939 r. wojna wybuchła. Nam wojsko zarekwirowało wozy. Samochód z szoferem został zmobilizowany. W Nowym Dworze nie było schronów, pojechaliśmy więc do Warszawy. W Warszawie było strasznie. Pamiętam, że wtedy był Rosz ha-Szana. Matka pobiegła do piekarni po chały. Niemcy bombardowali żydowską dzielnicę Warszawy: Nowolipki, Nalewki, Muranowską, Świętojerską. Wszystko wysadzali w powietrze. Jak było bombardowanie, na kilka dni pojechaliśmy do Henrykowa, siedem kilometrów od Warszawy. Wtedy do Warszawy uciekało wielu żołnierzy. I oni wołali do nas: „Szwaby za nami, Szwaby za nami!”. I nazajutrz Niemcy przyszli. Poszli na Warszawę, nie trwało to długo. My dotarliśmy do Jabłonnej. Tam Niemcy zabrali ojca i wszystkich mężczyzn z rękami do góry i zaprowadzili do kościoła. Ten kościół jeszcze stoi. Żołnierzy, Polaków i Żydów posłali do Niemiec, do miasta Rastenburg. Tam był lagier. My chcieliśmy wracać do Nowego Dworu. Wtedy Warszawa już była zajęta, ale Nowy Dwór wciąż się bronił. Niemcy mieli tam duże siły. Nasi żołnierze wciąż walczyli. W Nowym Dworze ciągle były walki. Modlin się bronił, tu dali Niemcom opór. Warszawa już była zajęta, Niemcy nalegali, by Twierdza podała się. Obiecywali, że nic nie zrobią żołnierzom. Ale oni byli kłamcami, profesjonalnymi kłamcami. Zabili wielu żołnierzy, oficerów, Żydów i Polaków.

Jak już nastali Niemcy, to miejscowi polscy Niemcy, folksdojcze, zaczęli nas bić, brać nas do pracy. W czasie wojny dużo domów żydowskich zostało zburzonych, trzeba było to wszystko zniwelować. Woziliśmy to taczkami i na takich żelaznych wózkach na wąskich szynach, które można było przechylać w jedną stronę. Podczas robót strasznie nas bili. Te wózki jeździły po szynach w tą i z powrotem. Jeden z nich uderzył mnie i złamał mi nogę. Do dziś widać, został mi ślad [Abram Szul podwija nogawkę spodni i pokazuje bliznę). Zacząłem krzyczeć, płakałem. Koledzy przenieśli mnie na plecach. Felczer Henryk Żurawski zrobił mi opatrunki. My na niego wołaliśmy: „Doktor”, ale on był tylko felczer. Pomagał przy porodach. On był bardzo dobry dla Żydów. Bardzo dobry.

W 1940 r., kiedy było już stworzone getto, mieszkaliśmy w Warszawie, przy ul. Gęsiej 31. Była tam bóżnica. Nie tylko my tam żyliśmy. Mieliśmy kawałek kąta. Jeden obok drugiego. Było bardzo, bardzo źle. Ludzie umierali na trotuarach. Straszny widok, straszny…. Ale trzeba było jakoś żyć. Ja sprzedawałem papierosy, które sam robiłem. Kupiłem w hurtowni tabak, pchaliśmy ten tabak w gilzy. Nazywaliśmy te papierosy „Junaki”. Był też tabak „marchowka”. Strasznie śmierdział.


K. Bielawski: Jak długo był Pan w getcie w Warszawie?
Abram Szul: Od 1940, ale już nie pamiętam dokładnie. Widziałem, że sytuacja jest zła. Sprzedawałem papierosy, „Kurier Warszawski”. Zarabiałem grosze. Postanowiłem wrócić do Nowego Dworu. Na piechotę! Nie wolno nam było jechać ani autobusem, ani pociągiem. Poszedłem piechotą, ponad 30 km, przez Jabłonnę. A rodzice poszli za mną. Wszyscy na piechotę. W Nowym Dworze nie było gdzie mieszkać. Nasz dom był zajęty przez rodzinę Polaków. Ale znaleźliśmy dom, który należał do rodziny Barucha Tyka. On robili tam kwas, wodę sodową, soki; trzymali tam węgiel. Znaleźliśmy dom, nie było w nim okna, nie było drzwi, nie było podłogi.

W czerwcu 1941 r. utworzono getto w Nowym Dworze. W getcie było niedobrze. Nie dawali dużo jeść. Powstał Judenrat, czyli Rada Żydowska. Oni nie chcieli się tym zajmować. Coraz mniej dawali nam jeść, coraz mniej mogły pracować piekarnie. Była jedna piekarnia na rogu ul. Modlińskiej i ul. Legionów. Teraz jest tam bank PKO. To było centralne miejsce w getcie. Tam w 1939 r. padła pierwsza bomba.


K. Bielawski: Czy getto było ogrodzone?
Abram Szul: Naturalnie, getto było ogrodzone. Od torów, ul. Modlińska też była w getcie, aż po miejsce, gdzie była bóżnica. Do 1997 r. ta ulica nazywała się Przeskok. A na rogu był sklep spożywczy, który należał do rodziny Reichmann. I było wąskie przejście.
W kościele katolickim w Nowym Dworze została uratowana dziewczynka. Ta kobieta jeszcze żyje. Ksiądz ją uratował. Ona śpiewała w chórze, modliła się…. Jej ojciec Chaim Tarus miał jatkę na rogu ul. Warszawskiej i ul. Legionów.

K. Bielawski: Wiem, że był Pan więźniem obozu w Pomiechówku…
Abram Szul: Tak, ja byłem w Pomiechówku. W dniu 4 lipca była akcja w getcie. Strzelali, krzyczeli. Panował tyfus w getcie. Wzięli wszystkich ludzi do Wisły, nie do Narwi. Narew była bliżej jak Wisła. Tam zrobili nam dezynfekcję. Zabrali wszystkie ubiory i kazali wejść do wody. Woda była bardzo zimna. Kilka godzin trzymali nas w tej wodzie, dużo ludzi się przeziębiło. Potem nam dali z powrotem ubrania. Poubieraliśmy się i przyszliśmy z powrotem do getta. Prześcieradeł, poduszek i kołder nie dali nam. To też było trochę szczęścia, bo nazajutrz zrobili nam jeszcze jedną akcję. Wygnali wszystkich z getta na Rynku, a w rynku wszystkich skoncentrowali i zrobili selekcję, kto miał Ausweis. Ja miałem, ojciec miał, brat nie miał, bo był za młody i moja siostra malutka. A matka zgubiła. Część, która miała iść do getta zebrali w rynku po jednej stronie. Drugą część, co miała iść do Pomiechówka, po drugiej stronie. Jeszcze nie wiedzieliśmy co nas czeka. Ojciec powiedział: „Nie można nic zrobić. Pójdziemy razem do mamy, co będzie to będzie, ale będziemy razem”. Dołączyliśmy do mamy. Zrobili dużą mobilizację wozów z całego okręgu. Wsadzili nas na wozy, przywieźli do Pomiechówka. Kiedy przyjechaliśmy do Pomiechówka i zobaczyliśmy te forty, to zrobiło się nam ciemno w oczach. Podłogi cementowe, było tam strasznie zimno. Nie dali koców, nic. To było około 700 albo 750 ludzi, którzy poszli z powrotem do getta. Resztę – 1500 ludzi – posłali do Pomiechówka. W Pomiechówku byli Żydzi z Zakroczymia, Wyszogrodu, Nasielska, Ciechanowa, Płońska, z całego okręgu. Warunki były straszne. Ja wiedziałem co się dzieje, bo wcześniej byliśmy w Warszawie. Zacząłem myśleć jak uciec, ale sam nie chciałem uciekać. Zaraz jak przyjechaliśmy, to przywieźli wojskową kuchnię polową, czworokątną. Tam w środku był kocioł. Gotowali zupę, przywieźli zupę, ludzie rzucili się na tą zupę i kocioł się przewrócił, a potem ludzie kładli się na ziemi i zlizywali z niej zupę. Ojcu udało się połączyć z tymi, co przywieźli tę kuchnię. I on poszedł z powrotem do getta. Ja ciągle myślałem o ucieczce. Była brama po tej stronie, a tu był taki dół. Na górze pilnowali nas folksdojcze, było ich bardzo dużo. Oni powiedzieli, że nie ja jeden chciałem uciekać. Powiedzieli, że tym razem mi nic nie zrobią, ale drugim razem mnie zastrzelą. Ja poszedłem do bramy i spojrzałem, co się dzieje. Nie było warty wtedy, a brama była trochę wysoka, że pies mógłby przejść. Ja tam stałem i zacząłem nogą kopać. Jak już się można się było przecisnąć, to najpierw powiedziałem siostrze. Ona miała wtedy około 6 lat. Jej udało się przejść. Potem powiedziałem bratu. On był o trzy lata młodszy ode mnie. Nazywał się Lajb. A potem ja ostatni. Poszliśmy tam, gdzie ludzie pracowali w twierdzy w Modlinie, ładowali druty kolczaste na wagony, które posyłali do Rosji, ale warunki tam były bardzo straszne. Było tam dwóch sierżantów. Jeden nazywał się Fleischer, a drugi Ubermann. Jeden miał tylko jedno oko, bo na froncie rosyjskim strzelili mu w oko. On się strasznie mścił na ludziach, bił okropnie. Ludzie musieli nosić kolczaste druty w szybkim tempie, biegać, ale to nie było możliwe. Za kilka dni było jeszcze gorzej. Postanowili nie iść do pracy. Co będzie to będzie.

Przechowaliśmy się u tych, co pracowali w Modlinie. Po południu skończyli pracę, bo pracowali 12 godzin, od 7 do 19. Czekaliśmy jak wrócą z powrotem . Dołączyliśmy się koło mostu, a my nie mogliśmy przejść mostu , bo z drugiej strony mostu była warta, niemiecka żandarmeria. Udało nam się przyjść do getta, ale matki nie można było uratować.

Połączyliśmy się z ojcem, ale matka nie mogła wyjść stamtąd. Nie można jej było uratować. Nawet za miliony nie można było nic zrobić. W Płońsku była rada getta. Przewodniczący nazywał się Ramek. Dobry człowiek, chociaż musiał w takich warunkach pracować, ale co mógł to zrobił. On się bardzo starał, dał dużo pieniędzy i złota Niemcom, żeby można było wydostać Żydów z Pomiechówka. Nic nie pomogło. Kiedy tyfus zaczął panować, to zaczęli ich ewakuować. Ewakuowali ich w kierunku Generalnego Gubernatorstwa. Osiem kilometrów poza Nowym Dworem była granica niemiecka. Nowy Dwór należał do III Rzeszy, a Warszawa do Generalnego Gubernatorstwa. Tam Niemcy zrobili ogniska i kazali ludziom skakać przez ogień.

Matka była młoda i udało się jej przeskoczyć przez ogień. Przyszła z powrotem do getta. Byliśmy tam jeszcze kilka miesięcy, zanim zlikwidowali getto i zawieźli nas do Oświęcimia. Dwa dni trwała podróż. Dwunastego grudnia zostaliśmy wysiedleni, poszliśmy na piechotę do stacji kolejowej. Stacja kolejowa nie była tu, gdzie teraz. Ona była w głębi koło wsi Okunin. Po lewej stronie była fabryka dykty. Pojechaliśmy wagonem do Warszawy. W Warszawie trzymali nas całą noc. Nazajutrz pociąg ruszył. Nie mogliśmy uciekać. Jechał i zatrzymywał się bardzo dużo razy. Dlaczego nie mógł jechać od razu do Oświęcimia? Bo były różne transporty. Zanim ich nie zabili, to nie wpuszczali nowego transportu. Przyjechaliśmy do Oświęcimia 14 grudnia, o czwartej, w pół do piątej. Było ciemno. Zrobili selekcję. Ja byłem z ojcem. Oni powiedzieli: dzieci i matki po lewej stronie, a mężczyźni po prawej stronie. Zrobili selekcję. Małej siostrze, która chciała być z nami razem, nie dali dołączyć się. To ona powiedziała ostatnie słowa: „To jest wszystko”. Więcej już się nie zobaczyliśmy. Dziewczynka, która miała 7 lat… A brat też chciał się dołączyć. On był trzy lata ode mnie młodszy.

Ja byłem z ojcem w jednym szeregu. Jak podszedłem do Niemca, to spojrzał na mnie i zapytał ile mam lat. Miałem piętnaście, a powiedziałem, że siedemnaście i pół. To miałem prawo do pracy. Dał mi przejść. Weszliśmy z ojcem do łagru. Było tam dwa tysiące ludzi z transportu. Tylko 700 osób dali do Oświęcimia, a reszta…. poszła do piekła. Wtedy jeszcze krematorium nie pracowało, dopiero je budowano. One zaczęły działać w kwietniu 1943 roku.
Moja noga była bardzo opuchnięta. Miałem dwie rany. W Oświęcimiu nie mogłem dostać pomocy. Nie wolno było pomagać Żydom. Po naszym przyjeździe, nazajutrz przyszedł jeden Żyd z Kielc, który był odpowiedzialny za pracowników pracujących w głównym magazynie ubrań przywiezionych i zdezynfekowanych. Zobaczył ojca i zabrał go do roboty. Ja byłem w łagrze 14, zanim zbudowali ten nowy. Był jeden lagier, gdzie były kobiety. To były stajnie dla koni wykładane czerwonymi cegłami. I ja tam byłem, do pracy nie mogłem iść, nogi miałem spuchnięte i miałem rany na nogach. Musiałem się schować. Uciekłem tam, gdzie ojciec był i tam schowałem się. Tam był jeden Żyd z Francji – fryzjer z zawodu. On był odpowiedzialny za buty przywiezione z krematoriów. On mi dał kawałek żelaza, żebym oskrobywał te buty z błota. Ale ja się już źle czułem, bo żołądek przestał mi pracować. Nie mogłem 200 g chleba zjeść. Należało się nam 300 g, ale dostawaliśmy mniej. Jednego dnia przyszedłem do bloku i obtupałem buty. A był taki człowiek odpowiedzialny za blok. Jemu się to nie spodobało i mnie pobił. Straszny człowiek. Bił pałką. Ja nie upadłem, bo jakbym upadł, to nie wiem co by się działo. Mieliśmy taki instynkt, tego się nie da zrozumieć.

O 5 rano było śniadanie. Wyganiali nas rano. My spaliśmy w ubraniach, w butach. Broń Boże, żeby buty zdjąć. Było bardzo zimno, minus 15-20 stopni. Zachorowałem na malarię. Straszna choroba. Trząsłem się, miałem gorączkę. Medykamentów nie dawali. Nie było szpitala, tylko ambulatorium. Ojciec starał się pomagać. Przyniósł skarpety, załatwił kilka tabletek chininy. W Bekleidungskammer zrobił dla mnie wnękę, taką, że nie było mnie widać. Przykrył mnie kufajkami, które zostały po radzieckich jeńcach wojennych. Oni byli pierwszymi, na których Niemcy wypróbowali komory z gazem Zyklon B.

Jak było Boże Narodzenie, myśleliśmy, że będzie jeden dzień spokoju. A gdzie tam. Zrobili selekcję. Kazali nam rozebrać się do naga. Musieliśmy się kręcić, a oni oglądali jak człowiek wygląda. Na lewo i na prawo. Ja miałem szczęście i poszedłem do Lagru B. Kazali nam założyć marynarki tył na przód. I kazali zawinąć przód do góry i nabierać weń żwir i nosić na drogę, która była bagnista. Niemcy, kapo i inne cholery stały po obu stronach i bili nas pałkami. To był dzień okropny, wielu ludzi zabili. Ja byłem jeszcze chory, ale miałem trochę szczęścia. Ale wielu ludzi starszych padło. I były psy, które „kończyły robotę”…. Zagryzały ludzi.

K. Bielawski: Czy był Pan w KL Auschwitz do wyzwolenia?
Abram Szul: Nie, byłem do listopada 1944 roku. W październiku było powstanie Sonderkommando. Ojciec tam pracował. Zabili go i wujka Joske Szyndlera. Już potem więcej transportów nie przywieźli. Ostatnie transporty były z Węgier i z getta w Łodzi. Potem zaczęli wywozić ludzi z Oświęcimia. Ja wyjechałem z transportem w dniu 14 listopada. Pierwsza stacja była w Lipsku (Leipzig). Tam dali nam papierową szklankę z zupą. Powieźli nas do łagru, a potem do fabryki samolotów Henkel Werke. Tam byliśmy kilka dni. Potem trafiliśmy do Sachsenhausen.

[Ze względu na zmęczenie rozmówcy, podjęliśmy decyzję o skróceniu wywiadu]

K. Bielawski: Ilu Żydów z Nowego Dworu przeżyło wojnę?
Abram Szul: Bardzo mało, bardzo mało.


K. Bielawski: Ilu z nich wróciło do miasta?
Abram Szul: Może kilku ludzi. Przeważnie ci ludzie, którzy byli w Rosji. Oni nic nie wiedzieli. Jak przyjeżdżali do Nowego Dworu, to doznawali szoku. Wtedy były pogromy, w Kielcach i inne.


K. Bielawski: Po wyzwoleniu w różnych polskich miastach dochodziło do morderstw na powracających Żydach. Czy takie zdarzenia miały też miejsce w Nowym Dworze?
Abram Szul: Nie. Tu przyjechało tylko kilku Żydów i oni nie zostali w Nowym Dworze.


K. Bielawski: Dziękuję za rozmowę.
Ostatnio edytowany przez admin, 15 Gru 2012, 19:32, edytowano w sumie 1 raz
Powód: wstawiłem, żeby nie zginęło przypadkiem. Admin
nova
 

Re: Wspomnienia nowodworskich Żydów

Postprzez kama » 15 Gru 2012, 22:48

Image

Image
kama
Pewny Użytkownik
Pewny Użytkownik
 
Posty: 187
Rejestracja: 05 Maj 2012, 19:41
Płeć: kobieta

Re: Wspomnienia nowodworskich Żydów

Postprzez nova » 15 Gru 2012, 23:44

Dziękuję Wam.... Temat nowodworskich Żydów jest tym, co warto upamiętnić
nova
 

Re: Wspomnienia nowodworskich Żydów

Postprzez KaloNDM » 16 Gru 2012, 00:48

@nova
To właśnie o tym naocznym świadku zbombardowania synagogi pisałem tutaj:

viewtopic.php?f=31&t=650&start=15

Nie pamiętałem tylko gdzie o tym czytałem. :D
Dzięki, za znalezienie tej strony :)
You take the blue pill, the story ends, you wake up in your bed and believe whatever you want to believe. You take the red pill, you stay in Wonderland and I’ll show you how deep the rabbit hole goes. http://pl-pl.facebook.com/KaloNDM1972/
Awatar użytkownika
KaloNDM
Moderator historii
Moderator historii
 
Posty: 1387
Rejestracja: 29 Lip 2011, 07:55
Miejscowość: Nowy Dwór Mazowiecki
Płeć: mężczyzna

Re: Wspomnienia nowodworskich Żydów

Postprzez Zebżydowski » 16 Gru 2012, 07:31

Fragment pochodzi z Nowodworkiej Księgi PAmęci Pinkas.
Trzy pokolenia rodziny Juress:

Mieszkaliśmy razem w wolnostojącym domu od frontu. Nad nami mieszkał Jures Senior, a w oficynie Jures Junior i tam również miał swoją pracownię fotograficzną. Był bardzo przystojny. Według dzisiejszych określeń można by powiedzieć, że wyglądał jak gwiazda filmowa. Wysoki, szczupły, czarne włosy, duże ciemne oczy, schludny i elegancki. Nieco zdystansowany i bardzo skrupulatny w kwestiach manier zewnętrznych. Jednym słowem - żydowski arystokrata na firmamencie małego miasteczka.
Podczas, gdy do jego ojca małomiasteczkowi Żydzi zwracali się swojskobrzmiącym " Reb Nate, tak do niego nie inaczej jak "Panie Jures". Miał dystans nawet w stosunku do najbliższych. Posiadał wewnętrzną inklinacje do wszelkiego nowatorstwa, która to skłoniła go, zapewne, w kierunku zajęcia się zawodem fotografa.
A trzeba pamiętać, że w tym czasie fotografia była bardzo skomplikowaną sprawą. Poczynając od aparatu umieszczonego na wielkim, ciężkim, stalowym, czteronożnym statywie, który dźwigał czarną i równie ciężką metalową obudowę. Taki fotograf przypominał mieszkańcom sztetla coś w rodzaju "anioła zniszczenia", gotowego połknąć każdego, kto znalazłby się w jego zasięgu. A teraz dekoracje, magiczny zamek, ogrody i lasy, które stanowiły tło dla zdjęć. A teraz długie urządzenia do przesuwania szklanych ekranów służących do zapewnienia najlepszego światła dla portretowanej osoby. I co najważniejsze należało naświetlić odpowiednio zdjęcie, synchronizując fazę migawki. Nie tak jak w dzisiejszych aparatach typu "czik czak". Inne czasy były. Wszystko musiało być solidne i dobrze zrobione.
Awatar użytkownika
Zebżydowski
Super Użytkownik
Super Użytkownik
 
Posty: 250
Rejestracja: 19 Lip 2011, 20:35

Re: Wspomnienia nowodworskich Żydów

Postprzez DOMATOR » 16 Gru 2012, 19:34

A czy obecnie na terenie Nowego Dworu dużo mieszka osób pochodzenia żydowskiego i jaka jest ich obecnie pozycja społeczna ?.
DOMATOR
Aktywny Użytkownik
Aktywny Użytkownik
 
Posty: 77
Rejestracja: 16 Wrz 2011, 18:52

Re: Wspomnienia nowodworskich Żydów

Postprzez Zebżydowski » 16 Gru 2012, 20:08

Zdaje sie że nie ma nikogo.
Awatar użytkownika
Zebżydowski
Super Użytkownik
Super Użytkownik
 
Posty: 250
Rejestracja: 19 Lip 2011, 20:35

Re: Wspomnienia nowodworskich Żydów

Postprzez Heimat » 16 Gru 2012, 20:53

Cytat z Wikipedii: napisał(a):Żydzi nie stanowią jednolitej grupy religijnej i etnicznej. Dla żydów ortodoksyjnych Żydem jest tylko osoba, która ma ortodoksyjną matkę lub przeszła konwersję na judaizm. Za Żydów uważa się jednak wiele osób, które nie są żydami ortodoksyjnymi. Kto jest Żydem (hebr. ? מיהו יהודי) jest pytaniem, na które nie da się jednoznacznie odpowiedzieć, gdyż może to być identyfikacja kulturowa, etniczna lub religijna. Wiele osób, które uważają się z jakichś powodów za Żydów, nie są uznawane przez inne grupy lub instytucje. Dotyczy to na przykład żydów reformowanych, którzy nawet pomimo etnicznego pochodzenia żydowskiego czasem nie są uznawani przez żydów ortodoksyjnych. Według prawa izraelskiego Żydem jest osoba, która ma ortodoksyjną żydowską matkę, chociaż prawo do obywatelstwa bez oficjalnego uznania takiej osoby za Żyda ma każda osoba, która ma przynajmniej jednego dziadka, który był ortodoksyjnym Żydem. Stąd wielu Żydów mieszkających w Izraelu czy USA nie ma według prawa tego kraju oficjalnego statusu Żyda.


Spośród garstki ocalałych z holokaustu nowodworskich Żydów jedynie 2 lub 3 osoby zdecydowały się pozostać w naszym miasteczku (ostatnia z nich zmarła w latach dziewięćdziesiątych ub. wieku).
Ostatnio edytowany przez mcba, 17 Gru 2012, 18:13, edytowano w sumie 1 raz
Powód: poprawiłem cytowanie na czytelniejsze... /mcba
Awatar użytkownika
Heimat
NVD Maniak
NVD Maniak
 
Posty: 1113
Rejestracja: 26 Gru 2011, 12:08
Miejscowość: נובידבור
Płeć: mężczyzna

Re: Wspomnienia nowodworskich Żydów

Postprzez KaloNDM » 17 Gru 2012, 10:45

Niestety nie, Heimat.
Osobiście znam jedną osobę, której ojciec jest nowodworskim żydem (był skrzypkiem i grał w knajpach) w chwil obecnej mieszka w Niemczech.
Oczywiście osoba, którą znam, mieszka w NDM i to na tej samej ulicy co ja :D
Z różnych źródeł (oświadczenia osób, których wspomienia o przedwojennym Nowym Dworze nagrywałem kamerą) wiem, że w NDM mieszkają potomkowie nowodworskich żydów, którzy zostali w naszym mieście po 45 roku.
You take the blue pill, the story ends, you wake up in your bed and believe whatever you want to believe. You take the red pill, you stay in Wonderland and I’ll show you how deep the rabbit hole goes. http://pl-pl.facebook.com/KaloNDM1972/
Awatar użytkownika
KaloNDM
Moderator historii
Moderator historii
 
Posty: 1387
Rejestracja: 29 Lip 2011, 07:55
Miejscowość: Nowy Dwór Mazowiecki
Płeć: mężczyzna

Re: Wspomnienia nowodworskich Żydów

Postprzez Zebżydowski » 17 Gru 2012, 12:26

Szczerze mówiąc znając zdolności naszych rodaków do mnożenia w nieskończoność bytów żydowskich obawiam się, że i w Nowym Dworze rozpoznano ich co najmniej ze stu :D . proszę nie bierz tego Kalo personalnie do siebie, po prostu w Polsce tak już jest. Ten kraj bez Żydów aż się od nich roi :D :D ;).
Awatar użytkownika
Zebżydowski
Super Użytkownik
Super Użytkownik
 
Posty: 250
Rejestracja: 19 Lip 2011, 20:35

Re: Wspomnienia nowodworskich Żydów

Postprzez DOMESTOS.WC » 17 Gru 2012, 18:34

Jest i to sporo mieszkańców o korzeniach żydowskich.
Są bardzo solidarni, wzajemnie się wspierają,dość łatwo znajdują pracę i to nawet nieźle płatną jak na miejscowe warunki , a o nas mówią z pogardą i lekceważeniem.
Wystarczy się rozejrzeć dokoła siebie i, wszytko będzie jasne
DOMESTOS.WC
Aktywny Użytkownik
Aktywny Użytkownik
 
Posty: 50
Rejestracja: 02 Kwi 2011, 19:54

Re: Wspomnienia nowodworskich Żydów

Postprzez Zebżydowski » 18 Gru 2012, 05:33

No właśnie - Domestos ze swoją wypowiedzią doskonale wpisuje się w to co napisałem. :D
Awatar użytkownika
Zebżydowski
Super Użytkownik
Super Użytkownik
 
Posty: 250
Rejestracja: 19 Lip 2011, 20:35

Re: Wspomnienia nowodworskich Żydów

Postprzez LOL21NDM » 01 Sty 2013, 19:09

Ciekawe opracowanie o nowodworskich Żydach można znaleźć w książce pt. Rocznik Mazowiecki, Tom XIV - 2002 (ISSN 0080-3529). Jest to skrócona wersja pracy dyplomowej napisanej w 2000r. przez Danutę Bielecką - artykuł pt. "Społeczność żydowska w Nowym Dworze Mazowieckim w latach 1918-1939r".
Awatar użytkownika
LOL21NDM
Aktywny Użytkownik
Aktywny Użytkownik
 
Posty: 148
Rejestracja: 03 Wrz 2011, 21:14
Płeć: kobieta


Wróć do Nowy Dwór Mazowiecki - Historia

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 5 gości

cron